Kariera

Do płatnej pracy, rodacy – koniec ery bezpłatnych praktyk?

08 listopad 2018

Uczelnie w Polsce mają obecnie jedną trzecią studentów mniej niż dekadę temu. Choć na początku niżu demograficznego i spowodowanego nim kryzysu zdawało się, że dotknie to niemal tylko szkół prywatnych, rzeczywistość okazała się inna. Największe polskie uniwersytety także muszą zabiegać o studenta. Jak więc uczelnie walczą o chętnych? Rozpoznają potrzeby i kształcą praktycznie.

źródło: pixabay

Od 2005 roku nieustannie maleje liczba uczących się w szkołach wyższych: z rekordowego wyniku ponad 1 mln 953 tys. studiujących pozostało nieco ponad 1 mln 291 tys. studentów w listopadzie 2016 roku (dane GUS). Gdy dekadę temu liczba podejmujących naukę zaczęła spadać, przepowiadano koniec szkół prywatnych, spodziewając się, że chętni wybiorą raczej mniejsze wydatki i większy prestiż uczelni nawet kosztem własnego zainteresowania daną dziedziną. Była to jednak połowiczna prawda – bo utraceni studenci dzielą się niemal równo między szkoły wyższe publiczne i prywatne (porównując liczby słuchaczy z lat 2005 i 2017). W kontekście dysproporcji w ogólnej liczbie studentów między tymi typami szkół, to zaskakująco duży cios dla oświaty państwowej.

Spadki oczywiście spowodowały zamknięcie wielu uczelni niepublicznych, ale i największe uniwersytety musiały zlikwidować najmniej popularne kierunki. Czym więc studia płatne przyciągają chętnych, kiedy o wykształcenie wyższe finansowane przez państwo coraz łatwiej?

Praktyka ponad teorią
Przyczyn jest na pewno wiele. Niektórzy wybierają je ze względu na większą elastyczność planu zajęć lub bardziej indywidualne podejście, inni z uwagi na mniej teoretyczne, a bardziej praktyczne ukierunkowanie – i to na pewno istotny argument. Nastawienie na doświadczenie jest bowiem wymieniane również jako powód spadku zainteresowania podejmowaniem studiów w ogóle, zwłaszcza, że dyplom szkoły wyższej nie stanowi już gwarancji pracy. To właśnie tych niezdecydowanych do kontynuowania nauki może przekonać podejście praktyczne. Dlatego zajęcia z doświadczonymi specjalistami są bardziej pożądane niż z profesorami, specjalizującymi się w teorii.

Nacisk na praktyczny wymiar dydaktyki pokazują coraz częściej proponowane w Polsce (a popularne już w Europie) studia w trybie nauka+praca. Szczegóły różnią się w zależności od uczelni i pracodawcy, ale podstawowa koncepcja jest taka sama: student dzieli swój czas mniej więcej równo pomiędzy zajęcia akademickie i praktykę w firmie partnerskiej. Pierwsze szkoły odważyły się wprowadzić ten model trzy lata temu – były to Uniwersytet Opolski, Politechnika Poznańska, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa im. Jana Amosa Komeńskiego w Lesznie i warszawska Akademia Leona Koźmińskiego. Od tamtej pory taki model powoli popularyzuje się, najczęściej w obrębie kierunków inżynieryjno-technicznych, jak logistyka, transport czy elektrotechnika, ale idea stopniowo rozszerza się też na inne dziedziny.

Na przykładzie Krakowa
Kraków to jedno z największych miast akademickich, a jednak dopiero od wiosny tego roku pierwsi studenci rozpoczęli tutaj pracę w ramach nauki. Uniwersytet Ekonomiczny zaoferował bowiem kierunek w języku angielskim pod nazwą the future of global business services. Od października ruszą kolejne dwie propozycje: praca socjalna na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II oraz finanse w korporacjach międzynarodowych (specjalność na kierunku finanse i rachunkowość) w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości. Tylko ostatnia z wymienionych szkół oferuje w tym trybie licencjat. 

Dzięki tej formie nauczania szkoły prywatne mają szansę zlikwidować kolejną barierę, która obniża ich atrakcyjność w stosunku do oferty państwowej. Jeśli czesne zatrudnionym studentom opłacą partnerzy biznesowi, uczelnie mogą zaoferować naukę za darmo. Tak też zrobiły władze WSZiB....

czytaj więcej: www.pracaikariera.pl