Praca

7 godzin, a może jeszcze mniej?

22 listopad 2023

Na początek zagadka: co łączy kobiety karmiące piersią i osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności? Odpowiedź wcale nie jest taka oczywista – to prawo do krótszego czasu pracy. I jedne i drugie mogą pracować 7 godzin dziennie. Żeby nie być gołosłownym, zaglądam do Ustawy o Rehabilitacji. Odpowiedni ustęp brzmi: Czas pracy osoby z niepełnosprawnością nie może przekroczyć 8 godzin na dobę i 40 godzin tygodniowo, a w przypadku osób zaliczonych do znacznego stopnia niepełnosprawności – odpowiednio 7 i 35 godzin.


Skrócenie czasu pracy ma w założeniu rekompensować pewne, wynikające z czynników niezależnych trudności. I chociaż ktoś mógłby się tu boczyć na nazywanie dziecka „niezależną trudnością”, bo przecież decyzję o jego posiadaniu powinniśmy teoretycznie podejmować świadomie, to przecież równie świadomie można podjąć decyzję o skoku na główkę do jeziora po pijaku i w nocy. Jedna decyzja skutkuje pojawieniem się obowiązków rodzicielskich, a druga – dajmy na to, ciężkim i trwającym do końca życia kalectwem.
Wybaczcie dygresję. No a teraz, o ile udało mi się już wyrwać Was z psychicznego komfortu czytania o niczym, zapraszam do bardziej poważnych rozważań na temat czasu pracy.

7 godzin to mało

Do Sejmu poprzedniej, IX kadencji, trafiło kilka projektów skrócenia czasu pracy. Postulaty były różne: począwszy od 7 godzin dziennie i 35 w tygodniu dla rodziców dzieci poniżej piętnastego roku życia, po 4-dniowy tydzień pracy. Projekty te jednak musiały przepaść gdzieś na legislacyjnej drodze, bo większość Polaków pracuje nadal 8 godzin na dobę, a nawet dłużej, jak pokazują najnowsze dane Eurostatu.
Być może (ale to już tylko moje przypuszczenia) na przeszkodzie stanęli lobbyści, którzy pilnowali interesów mało progresywnych przedsiębiorców. Przedsiębiorcy bowiem mają rozmaite obawy związane ze skutkami krótszego czasu pracy.
Wiele z tych obaw pewnie jest uzasadnionych. A to, że produkcja w fabryce zostanie spowolniona, to znów, że zabraknie ludzi do pracy lub że konieczność zatrudnienia dodatkowych osób narazi firmę na koszty.
Paradoksalnie problemem mogłoby okazać się w tej sytuacji niskie bezrobocie. Według danych GUS wynosi ono obecnie w Polsce 5,1%, a według Eurostatu – 2,7%. Pamiętajcie jednak, że GUS bierze pod uwagę jedynie bezrobocie rejestrowane, czyli osoby, które zarejestrowały się w urzędach pracy. Niemniej jednak obie liczby są dość niskie, więc przedsiębiorcy obawiają się, że rąk do pracy mogliby po prostu nie znaleźć.
I tu od razu kontrargument, a w zasadzie dwa. Po pierwsze większość projektów, które trafiły do poprzedniego sejmu zakładało skrócenie czasu pracy zaledwie o godzinę dziennie. Poza tym, o czym do znudzenia piszemy na naszych łamach, są na rynku pracy rezerwy ludzkie w postaci osób z niepełnosprawnościami, które chcą podjąć zatrudnienie i na wielu stanowiskach rzeczywiście mogą dobrze się sprawdzić.

Polska na tle Europy

Jak wynika z danych Eurostatu, jeszcze w 2021 roku Polacy spędzali w pracy średnio 39,7 godziny tygodniowo. Zaledwie rok później średnia podskoczyła do 40,4 godziny. Okazuje się również, że ponad 80% polskich pracowników spędza na wykonywaniu obowiązków zawodowych ponad 40 godzin, a 1/3 odczuwa skutki przepracowania. Temat ten omawialiśmy szczegółowo w opublikowanym kilkanaście dni temu artykule „Zarobiony jak Polak”. Warto tu jednak co nieco powtórzyć, bo sprawa jest bardzo ważna.
W 2022 roku statystyczny mieszkaniec UE spędzał w pracy 37,5 godziny w tygodniu. Polacy są w ścisłej czołówce najbardziej zapracowanych narodów. W tej „rywalizacji” wyprzedzają nas jedynie Grecy (41 godzin), a po piętach depczą nam Rumuni i Bułgarzy (40,2 godziny).
Z drugiej strony skali uplasowała się Holandia, gdzie średni tygodniowy czas pracy wyniósł 33,2 godziny. Niemcy i Duńczycy pracowali ponad 2 godziny dłużej, a i tak dało to im drugie i trzecie miejsce wśród Europejczyków, którzy najmniej czasu w tygodniu poświęcają na pracę.

Czas pracy z lotu ptaka

- A jak to drzewiej bywało? - spytacie.
By odpowiedzieć na to pytanie, znów należy sięgnąć po dane Eurostatu. Widać w nich dwa ciekawe zjawiska. Najpierw więc średni tygodniowy czas pracy w krajach Unii Europejskiej systematycznie spadał. Np. w roku 1990 wynosił 39 godzin, a w roku 2006 – 37,8.
Skutkiem były niestety chybione próby zmiany unijnej dyrektywy o maksymalnym wymiarze czasu pracy. Ich potrzebę argumentowano widocznymi (zwłaszcza w statystykach) zmianami. Coraz więcej osób pracowało po prostu na niepełnych etatach.
Systematyczny spadek średniej liczby godzin przepracowanych w tygodniu można było obserwować w ciągu następnych lat. Potem jednak średnia znów zaczęła rosnąć. I to jest właśnie to drugie ciekawe zjawisko.
W 2021 roku było to 36,4 godz., a w 2022 (o czym już czytaliście) – 37,5. Warto jednak zauważyć, że w ostatnich latach znów zmienia się proporcja pracujących w pełnym i niepełnym wymiarze godzin. Tzn. niepełnych etatów mamy nieco mniej, a pełnych – więcej.
Warto więc spojrzeć przy okazji na dane dotyczące średniej liczby godzin spędzanych tygodniowo w pracy przez zatrudnionych na pełen etat mieszkańców Unii Europejskiej. Było to więc:
41,4 godz. w 2012 r.,
41,3 godz. w 2013 r.,
41,3 godz. w 2014 r.,
41,2 godz. w 2015 r.,
41,1 godz. w 2016 r.,
41,0 godz. w 2017 r.,
41,0 godz. w 2018 r.,
40,9 godz. w 2019 r.,
40,6 godz. w 2020 r.,
40,5 godz. w 2021 r.,
40,5 godz. w 2022 r.
No i tutaj tendencję widać wyraźną. Na przestrzeni ostatniej dekady średni tygodniowy czas pracy wśród osób zatrudnionych na pełen etat systematycznie spadał.

A może 4 dni pracy?

W Polsce ustawowe skrócenie tygodniowego wymiaru czasu pracy od lat już niesie na swoich sztandarach partia Razem. Jej lider, Adrian Zandberg, mówił w czerwcu 2022 roku: „Przyszłość to praca mądrze zarządzana, a nie orka od świtu do zmierzchu”. Pomysł ten podchwycił wtedy Donald Tusk, ale jak już wiemy, projekty ustaw utknęły gdzieś w sejmowych komisjach czy podkomisjach. Skoro jednak mamy już nowy sejm, to pewnie temat wróci.
Idea 4-dniowego tygodnia pracy staje się zresztą coraz bardziej popularna. Pilotażowy program takiego systemu prowadzony był w Wielkiej Brytanii. Od czerwca do grudnia 2022 roku uczestniczyło w nim 70 firm. Od lutego 2023 roku w Niemczech trwa podobny eksperyment. Zgłosiły się do niego 33 firmy. W ostatnich dniach w systemie takim zaczęli natomiast pracować urzędnicy administracji publicznej niemieckiego miasta Wedel. Może więc czas na podobny pilotaż w zapracowanej i zalatanej Polsce?

Ile tak naprawdę pracujemy?

Ciekawe rozwiązanie funkcjonuje w Belgii. Pracownicy sami mogą tam podejmować decyzję, czy wolą pracować przez 4, czy przez 5 dni w tygodniu. Wynagrodzenie rzecz jasna nie ulega przy tym zmianie.
A zatem to od samych pracowników zależy w tym wypadku, jak rozplanują sobie wykonywanie obowiązków służbowych czy realizację zadań. Jak ktoś potrafi się sprężyć, no to proszę bardzo – weekendowy wypoczynek będzie mógł zacząć już w czwartek wieczorem.
Liczne przykłady pokazują, że skrócenie tygodnia pracy nie obniża wydajności. Przy tym pracownicy firm, które zdecydowały się na taki krok, wydają się szczęśliwsi i bardziej usatysfakcjonowani zarówno pracą, jak i życiem osobistym. Mają więcej czasu na to, by zadbać o siebie i swoje towarzyskie czy rodzinne relacje. Są zdrowsi, co przekłada się na niższą absencję w firmie.
Kiedy kilka lat temu ekspert psychologii pracy, K. Anders Ericsson, przeprowadził badanie nad efektywnością pracy, uzyskał bardzo intrygujące wyniki. W badaniach wzięło udział niemal 2 tys. brytyjskich pracowników biurowych. Okazało się, że w ciągu 8 godzin dnia pracy efektywnie pracują przez... niespełna 3! Resztę czasu poświęcali na surfowanie po internecie, picie kawy i tzw. socjalizowanie się. Ericsson zauważył też, że im bardziej zbliżał się fajrant, tym wydajność spadała. Okazuje się więc, że...

7 godzin to jednak całkiem sporo

Może więc warto posłuchać ekspertów i dać pracownikom szansę na poprawę jakości życia? Jasne, że nie w każdej branży i nie na każdym stanowisku da się skrócić czas pracy. Często jednak lepsza organizacja może zwiększyć efektywność. Poza tym żyjemy w czasach wielkiego boomu sztucznej inteligencji. Automatyzacja rozmaitych zadań i cedowanie ich na maszyny to światowy trend, od którego nie ma już odwrotu.
Wiele razy pisaliśmy w Aktualnościach Werbeo o konsekwencjach wypalenia zawodowego: tych wszystkich wielkich i cichych rezygnacjach. To skutki przepracowania tak pod względem czasu, jak i nadmiaru obowiązków. Dobry manager czy przedsiębiorca musi pamiętać, że (mimo automatyzacji) to ludzie są jego najcenniejszym zasobem.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Czasami do naszej redakcji docierają informacje, że jedną z przyczyn, dla których firmy wzbraniają się przed zatrudnianiem osób z niepełnosprawnościami, jest prawo do skróconego czasu pracy, dodatkowej przerwy itp. Dla wielu polskich pracodawców jakoś strasznie cenne okazuje się tych 5 godzin różnicy (40 vs 35 tygodniowo). Średnia europejska to (przypomnijmy) 37,5 w ubiegłym roku, a bywała już niższa. Czas pracy wśród zatrudnionych na pełen etat mieszkańców UE systematycznie skraca się rok do roku. W Polsce chwilowo nie, ale pewnie i u nas w końcu wskaźnik ten zacznie się obniżać. W dodatku te 5 godzin (czyli jedną dziennie) prawdopodobnie w wielu wypadkach spędzają pracownicy na zwykłym marnowaniu czasu, tak pracodawcy, jak i własnego. Jeśli więc ktoś nie chce zatrudniać osób z niepełnosprawnościami tylko z powodu prawa do krótszego dnia i tygodnia pracy – moim skromnym zdaniem, jedynie traci pieniądze.

Autor: Juliusz Koczaski, Redaktor WERBEO