Niepełnosprawni

W głowie się nie mieści!

30 lipiec 2024

Szukając materiału do tekstu o wyzwaniach czekających w przyszłości rynek pracy, trafiłem niedawno na zamieszczony w serwisie PulsHR artykuł pióra pani Justyny Koc. Publikacja jest przedrukiem z Magazynu Gospodarczego „Nowy Przemysł” i wykorzystano w nim wypowiedzi różnych ekspertów występujących w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Tekst, przyznam, jest dobry, bardzo kompleksowy. Porusza wiele istotnych wątków. A jednak wzbudził we mnie uczucie pewnej goryczy i niedosytu.




Żebyście nie musieli teraz opuszczać naszej strony w celu konfrontacji ze źródłem, streszczę Wam krótko, o co tam właściwie chodzi. Autorka pisze, że „Rynek pracy zmienia nie tylko demografia, ale również pokolenie młodych pracowników, które wyznacza nowe trendy. Zarządzanie zespołami złożonymi z silversów i przedstawicieli Gen-Z to duże wyzwanie dla menedżerów.” Aktywizacja zawodowa tych grup, czyli osób starszych, ale też osób młodych, to szansa na uratowanie polskiego rynku pracy przed demograficzną bombą, której tykanie słychać coraz głośniej i widać w GUS-owskich statystykach.

Pod koniec 2023 r. populacja naszego kraju liczyła sobie 37,635 miliona. Zgodnie z prognozami w 2060 r. będzie nas o prawie 7 milionów mniej. Poza tym już teraz, tak w Polsce, jak i w innych krajach globalnej Północy obserwujemy zjawisko starzenia się społeczeństw.

Na koniec 2023 r. w Polsce żyły 22 miliony osób w wieku produkcyjnym. To o 202 tysiące mniej niż dwanaście miesięcy wcześniej. Prognozy GUS wskazują, że w 2060 r. liczba ta spadnie do ok. 15 milionów.
W tym samym czasie przybywać będzie osób w wieku poprodukcyjnym. W roku 2060 mieszkańców naszego kraju liczących sobie 60 lat lub więcej (kobiety) czy też 64 i więcej (mężczyźni) żyć będzie prawdopodobnie ok. 11 milionów, a więc o ponad 2 miliony więcej niż obecnie.

Niepokój budzą też sygnały o braku wystarczającej liczby fachowców. Chodzi tu o osoby posiadające praktyczne umiejętności: stolarzy, dekarzy, murarzy, tynkarzy, a nawet... kucharzy.

W artykule, do którego z chęcią się dzisiaj odnoszę, pani Koc pisze, że „cudzoziemcy nie załatają luki na rynku pracy” i że „trzeba aktywizować własne rezerwy: Gen-Z, silversi i... roboty” (pisownia oryginalna). Ubolewa też nad tym, jak mało młodych matek w Polsce decyduje się na powrót do pracy. Oczywiście wszystko to prawda. Ma rację i autorka tego tekstu i cytowani przez nią eksperci. Problem w tym, że nie ma w tym artykule ani słowa o osobach z niepełnosprawnościami i potrzebie ich aktywizacji.

To niestety zaledwie jeden z przykładów powszechnie panującej, wybiórczej ślepoty na potencjał, jaki dla Polskiego rynku pracy mogą stanowić osoby z niepełnosprawnościami. Właściwie to nie tylko na potencjał. Powszechne postrzeganie osób z niepełnosprawnościami jest w zasadzie takie, że są to ludzie niezdatni do samodzielnego życia; tacy, którzy nawet w najprostszych czynnościach potrzebują pomocy.

Jasne, że jest to szczególna grupa, której siłą rzeczy poświęca się sporo uwagi. O osobach takich mówią chętnie politycy i dziennikarze. Roztkliwiają się nad ich losem, mówiąc o potrzebie wsparcia, a nawet „konstytucyjnym obowiązku wspierania takich osób”. Oczywiście ludzie dotknięci ciężkimi niepełnosprawnościami potrzebują pomocy: dodatkowych środków finansowych, asystencji, ale także, o czym wspominał ostatnio wiceminister Łukasz Krasoń, Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych - systemu zatrudnienia wspomaganego.

No bo właśnie! Są przecież ludzie, którzy mimo poważnej niepełnosprawności, która faktycznie uniemożliwia im samodzielne funkcjonowanie, chcą i mogą pracować. Na tynkowanie domów, heblowanie desek czy elektromontaż raczej się nie porwą, ale np. pracę analityka danych mogą wykonywać znakomicie. Wystarczy odpowiednie wsparcie, choćby w postaci sprzętu, który nierzadko już wcześniej kupili sobie i tak na własny użytek.

Rodzajów i stopni nasilenia niepełnosprawności jest multum. Gdyby faktycznie sensowne było upychanie wszystkich do jednego wora, mielibyśmy w polskim systemie orzekania jeden a nie trzy stopnie niepełnosprawności, a także jeden zamiast dwunastu symboli na orzeczeniach. Poza tym nie czarujmy się: wielu jest w naszym kraju ludzi, którzy choć przez lekarza-orzecznika ZUS uznani zostali za całkowicie niezdolnych do pracy i samodzielnej egzystencji, pracują, a nawet mieszkają samotnie.

Jak pokazują dane z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności, w IV kwartale 2023 roku żyło w Polsce ok. 2,73 miliona osób w wieku 16-89 lat, które miały ustalony stopień niepełnosprawności. Z tego:


  • 777 tys. posiadało orzeczenie o stopniu znacznym (lub równorzędne),
  • 1350 tys. posiadało orzeczenie o stopniu umiarkowanym (lub równorzędne),
  • 604 tys. posiadało orzeczenie o stopniu lekkim (lub równorzędne).


Wskaźnik zatrudnienia przyjmował dla tych grup następujące wartości:


  • osoby ze stopniem znacznym – 4,8%,
  • osoby ze stopniem umiarkowanym – 20,3%,
  • osoby ze stopniem lekkim – 28,6%.


Powyższe dane dotyczą całej badanej populacji, a więc ludzi w wieku 16-89 lat. Wskaźnik zatrudnienia dla osób z niepełnosprawnościami w wieku produkcyjnym wyniósł wówczas 31,7%.

Przy okazji warto zauważyć, że zjawisko starzenia się społeczeństwa na grupie osób z niepełnosprawnościami prawdopodobnie odbije się szczególnie mocno. Pod koniec 2023 r. (to również dane z BAEL) żyło w naszym kraju 1,337 miliona posiadaczy orzeczeń o stopniu niepełnosprawności w wieku produkcyjnym oraz 1,372 miliona w wieku poprodukcyjnym. A więc już teraz seniorów i seniorek jest w tej grupie więcej niż ludzi mających od 18 do 59 lat (kobiety) lub 64 lat (mężczyźni).

Skoro społeczeństwo będzie się starzeć, siłą rzeczy przybywać będzie starszych osób z niepełnosprawnościami oraz takich, których niepełnosprawność powstała wraz z wiekiem. Rynek pracy musi się na to przygotować i to odpowiednio wcześnie. Pozwolę sobie przy okazji chwilę pomarzyć.

Powiedzmy, że za kilka lat większość polskich firm stanie się otwarta na pracowników z orzeczeniem. Firmy te będą miały wypracowane odpowiednie procedury, dostosowane stanowiska pracy lub zatrudnienie w formie zdalnej, wdrożą odpowiednią politykę kadrową, która pozwoli integrować takie osoby z innymi członkami zespołów. Wtedy nawet ktoś, kto stracił sprawność wraz z wiekiem, będzie wiedział, że w odpowiednich warunkach nadal może być aktywnym zawodowo. Może będzie się musiał przebranżowić, ale i tak będzie miał poczucie, że nadal może być przydatny społeczeństwu, a i też najzwyczajniej w świecie zarabiać na rachunki, jedzenie i przyjemności.

Byśmy jednak mieli w przyszłości naprawdę otwarty i naprawdę inkluzyjny rynek pracy, muszą o to walczyć nie tylko fundacje zajmujące się aktywizacją zawodową osób z niepełnosprawnościami. Najważniejsze zadanie w tym zakresie stoi przed firmami z branży HR i przed menedżerami. Jasne, że już teraz muszą się oni głowić, jak tu w ramach jednego zespołu pogodzić potrzeby, oczekiwania i style pracy „silversów” i przedstawicieli pokolenia Z. Wycierając sobie gęby wzniosłymi hasłami o różnorodności, menadżerowie tacy (eksperci rzecz jasna również) muszą pamiętać, że różnorodność to również osoby z niepełnosprawnościami. I to, nawiasem mówiąc, bardzo różne osoby.

Jeśli ktoś nie chce tego zrozumieć i wdrożyć w swojej firmie, niech stawia na automatyzację czy też robotyzację. Niech liczy na to, że gdzieś na antypodach znajdą się chętni do pracy, którzy być może nawet przyjadą do Polski i popracują u niego kilka miesięcy, ale gdy jako tako poznają język i staną na własnych nogach – porzucą go na rzecz pracodawcy oferującego lepsze warunki.
Niestety, co pokazują dane, ogromna rzesza polskich przedsiębiorców woli płacić kary na PFRON niż otworzyć się na pracowników z orzeczeniem. Zaledwie w pierwszym półroczu 2024 r. suma tych kar wyniosła ponad 3,6 miliarda złotych. Nigdy wcześniej w tak krótkim czasie polskie firmy nie przelały na konto Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych tak ogromnych środków. I to za co? Za to, że nie chcą spełnić ustawowego obowiązku, by przynajmniej 6% ich pracowników stanowiły osoby z niepełnosprawnościami!

No cóż. Być może za jakiś czas nawet same procesy demograficzne sprawią, że coś w tej materii się zmieni. Choć przyznać też trzeba, że jak dotąd idea, w myśl której osoby z niepełnosprawnościami miałyby poprawić sytuację polskiego rynku pracy, wielu „specjalistom” nawet w głowach się nie mieści.



Autor: Juliusz Koczaski, Redaktor WERBEO