12 marzec 2025
W styczniowej katastrofie lotniczej w Waszyngtonie, w trakcie
której samolot American Airlines zderzył się z wojskowym śmigłowcem, zginęło 67
osób. Donald Trump za bezpośrednio winnych tragedii uznał pracowników kontroli
naziemnej, a pośrednio – poprzednią amerykańską administrację, która miała
ponoć bardziej przejmować się zagadnieniami równości i inkluzywności w polityce
kadrowej niż profesjonalizmem. Twierdził więc, że Federalna Administracja
Lotnictwa (FAA) promowała zatrudnianie osób z niepełnosprawnościami, w tym
również z upośledzeniem umysłowym, na stanowiskach kontrolerów lotów.
Taką ocenę sytuacji podpowiedział ponoć 47. Prezydentowi USA
zdrowy rozsądek, bo generalnie rzecz biorąc, to nie wiedział, czy tak na pewno
było, ale „mogło tak być”. Choć inne hipotezy również pojawiły się w
wystąpieniu Trumpa, to jakoś wybrzmiały mniej dosadnie.
Przy okazji wyszły na jaw potężne luki w jego pamięci. Trump
twierdził mianowicie, że za swojej poprzedniej prezydentury „przywrócił wysokie
standardy”. Tymczasem okazuje się, że i wówczas amerykańskie urzędy federalne
realizowały politykę kadrową z uwzględnieniem idei różnorodności, równości i
inkluzywności. Np. w 2019 r. wspomniana wcześniej FAA ogłosiła pilotażowy
program zatrudnienia do dwudziestu osób z niepełnosprawnościami na stanowiskach
związanych z kontrolą lotów.
Po pierwsze więc był to program pilotażowy. Po drugie,
dwadzieścia osób w kontekście ogromnie rozbudowanej sieci połączeń lotniczych w
Stanach Zjednoczonych to śmiesznie mało. Po trzecie w końcu, chyba nikt nie
odważyłby się powierzyć tak odpowiedzialnego zadania jak kontrola naziemna
osobie, której stan zdrowia uniemożliwia skuteczne wykonywanie zadań związanych
z taką pracą. Z pewnością w strukturach FAA znalazło się wiele innych stanowisk
czy funkcji, które osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności mogły się
dobrze sprawdzić. Zresztą w odpowiedzi na zarzuty Trumpa były Sekretarz
Transportu Pete Buttigieg stwierdził, że zawsze na pierwszym miejscu kierowany
przez niego urząd stawiał bezpieczeństwo i że za jego kadencji nie zdarzył się
ani jeden śmiertelny wypadek lotniczy spośród milionów, które nadzorowała FAA.
Oczywiście obecny lokator Białego Domu nie przejął się
faktami. Uznał, ze jemu i jego zwolennikom w zupełności wystarczą wyssane z
palca twierdzenia. Oszczerstwa zostały rzucone i teraz krążą, czyniąc niebywałe
szkody nie tylko w polityce kadrowej amerykańskich urzędów, ale i w nauce.
Projekty, w których mówi się o równości, różnorodności i inkluzywności niemal z
automatu tracą finansowanie. Świat biznesu również nie pozostaje obojętny na te
zmiany.
Branie na cel zatrudnianych przez FAA osób z
niepełnosprawnościami przy okazji tragedii to przejaw manipulacji. Amerykański
prezydent, zupełnie nie licząc się z ofiarami i tym, co czują ich bliscy,
uderza po prostu w nienawistne mu idee równości, różnorodności i inkluzywności.
Rzecz jasna były one w ostatnim czasie mocno i nie zawsze w uzasadniony sposób
wykorzystywane czy to przy okazji rozdawania Oscarów, czy przy ubieganiu się o
naukowe granty. Nie sposób było niekiedy oprzeć się wrażeniu, że twórcy i
naukowcy wciskają je na siłę do swoich projektów, żeby – brzydko mówiąc –
lepiej się pozycjonowały.
Warto jednak pamiętać, że podejście oparte na DEI zaczęto rozpowszechniać
dlatego, że wiele grup społecznych czuło się dyskryminowanych, ignorowanych,
nie reprezentowanych wystarczająco itp. W polskim, w miarę homogenicznym
społeczeństwie nie jest to może tak jaskrawo widoczne jak w Stanach
Zjednoczonych, ale przecież i u nas można wskazać grupy wyraźnie
uprzywilejowane i takie, które doświadczają dyskryminacji. Dyskryminowane są
więc osoby z niepełnosprawnościami, gdy np. ignoruje się ich potrzeby związane
z dostępnością. Wciąż, czego dowodzą wyniki badań, kobiety zarabiają nierzadko
gorzej od mężczyzn na równorzędnych stanowiskach. Są też mniej licznie
reprezentowane w kadrach kierowniczych czy nawet w Parlamencie niż wynikałoby
to z przesłanek demograficznych. Argument o kompetencjach można przy tym włożyć
między bajki, choćby przez to, że więcej kobiet niż mężczyzn w Polsce posiada
wyższe wykształcenie.
Coraz wyraźniej narasta też w Polsce niechęć do imigrantów
tak zarobkowych, jak wojennych. I jakoś hejterzy nie dostrzegają tego, że
zgodnie z policyjnymi statystykami poziom przestępczości wśród mieszkających w
Polsce obcokrajowców jest taki sam jak wśród Polaków. Poza tym pracujący
imigranci mają znaczny wkład w nasz PKB. Zresztą w tym kontekście polityka
kadrowa oparta na DEI ma u nas ogromne znaczenie.
Skoro nasze społeczeństwo staje się bardziej różnorodne,
produkty i usługi oferowane przez działające u nas firmy muszą lepiej trafiać w
wynikające z tej różnorodności potrzeby klientów. Zatrudnianie pracowników
będących przedstawicielami różnych środowisk, kultur, płci, wieku, orientacji
seksualnych, a także różnych stopni i rodzajów niepełnosprawności może wnosić
do zespołu różne perspektywy i doświadczenia. Jeżeli zostaną one wzięte pod
uwagę, tworzony produkt czy usługa zainteresuje więcej potencjalnych nabywców.
By jednak można było tworzyć różnorodne zespoły pracownicze,
już w trakcie procesu rekrutacji trzeba brać pod uwagę pozostałe człony DEI,
czyli równość i inkluzywność. Chodzi o tworzenie przyjaznego środowiska pracy,
w którym każdy ma równe szanse na zatrudnienie, rozwój, awans, podniesienie
płacy, oczywiście z uwzględnieniem swoich umiejętności, zdolności lub
ewentualnych ograniczeń. Jedynie wtedy, gdy zasady są jasne i gdy wszyscy
pracownicy czują się traktowani fair, mogą być w pełni zaangażowani w pracę na
rzecz pracodawcy.
Tymczasem zza oceanu docierają do nas wieści, że część
gigantów biznesu rezygnuje z niektórych strategii opartych na DEI. Informowały
o tym m.in. McDonald’s, Walmart, Boeing, Ford, Nissan, Toyota czy Catepillar –
niektórzy już nawet w sierpniu ubiegłego roku. Ot mamy i efekty politycznej
presji, a nawet jej zapowiedzi. Choć jest coś jeszcze.
Zarządom wielkich korporacji przestają wystarczać argumenty o
poprawie wizerunku, równości i inkluzywności dla samych siebie. Żądają dowodów
na to, że strategie oparte na DEI przynoszą realne korzyści. Pora więc na nie,
a dokładniej na te, które najbardziej nas na Werbeo interesują i które również
wpisują się w ideę DEI.
O korzyściach, jakie daje pracodawcy zatrudnianie osób z niepełnosprawnościami,
piszemy na łamach Werbeo regularnie. Chcemy, żeby zdawali sobie z nich sprawę
zarówno pracodawcy, jak i potencjalni kandydaci, którzy mogą korzystać z tej
wiedzy podczas rozmów rekrutacyjnych.
Z jednej strony mamy więc korzyści widoczne niemal od razu,
czyli te, których podstawą jest ustawa o rehabilitacji. To między innymi ulgi
we wpłatach na PFRON, których to wpłat w samym tylko 2024 r. polskie firmy
dokonały na sumę ponad 7,5 miliarda złotych. To też dofinansowania do
wynagrodzeń pracowników z niepełnosprawnościami, podwyższone zresztą od 1
stycznia bieżącego roku. A są jeszcze refundacje kosztów dostosowania i
wyposażenia stanowisk pracy, kosztów szkoleń, pracy asystenta pracownika z
niepełnosprawnością itp. W dodatku firma, która zatrudnia osoby z orzeczeniem w
formie pracy zdalnej, nie ponosi w zasadzie żadnych dodatkowych kosztów, a może
czerpać profity.
Korzyści długoterminowe to między innymi wspomniane wcześniej
tworzenie lepszych produktów i usług. W czasach, gdy o dostępności mówi się już
nie tylko w kontekście osób z niepełnosprawnościami, ale również seniorów,
ludzi o czasowo obniżonej sprawności lub po prostu zwykłych klientów czy
użytkowników szukających bardziej optymalnych rozwiązań, wkład w ich
opracowywanie, jaki mogą wnieść pracownicy z niepełnosprawnościami, okazuje się
nie do przecenienia. Jeżeli dajmy na to interfejs urządzenia dostosowany jest
do potrzeb osób z różnymi formami niepełnosprawności, wygodniej i w większym
zakresie będą mogli też z niego korzystać inni użytkownicy. Jeżeli na
przystanek podjeżdża niskopodłogowy autobus – bez problemu wsiądzie do niego
osoba starsza czy rodzic z dzieckiem w wózku.
Warto też podkreślić, że osoby z niepełnosprawnościami
stanowią ogromną część społeczeństwa. Szacuje się, że może to być nawet 1/7
ludzkości. Nie sposób więc udawać, że osoby takie nie istnieją i to zarówno w
kontekście zatrudniania, jak i sprzedawania produktów czy usług.
Oparta na DEI, odpowiednio prowadzona polityka kadrowa
przekłada się na realne zyski. Istnieją dane potwierdzające skuteczność
wprowadzania w firmie różnorodności, równości oraz inkluzywności, a także
narzędzia pozwalające tę skuteczność mierzyć. Może wystarczy po prostu
podchodzić do DEI ze zdrowym rozsądkiem? Takie podejście zdaje się reprezentować
Ford. Chociaż koncern szumnie zapowiadał z początku, że odchodzi od DEI, to
teraz oficjalnie potwierdza, że nadal zależy mu na tworzeniu bezpiecznego i
włączającego środowiska pracy.
Okazuje się też, że wiele firm zamierza nadal finansować politykę
kadrową opartą na DEI, a niektóre nawet chcą zwiększyć przeznaczany na nią
budżet. Dowodzi tego choćby styczniowe badanie Resume.Org, w którym wzięli
udział managerowie z tysiąca korporacji o międzynarodowym zasięgu. Firmy te
realizowały strategie oparte na DEI w 2024 r.
5% przebadanych firm twierdzi, że wyeliminowało swoje
programy DEI, podczas gdy kolejne 8% zmniejsza przeznaczany na nie budżet.
Tymczasem managerowie z 37% przedsiębiorstw oświadczyli, że eliminacja
strategii DEI nie jest bardzo prawdopodobna, a dla 32% taka możliwość zupełnie
nie wchodzi w grę. Jednocześnie 65% ankietowanych managerów stwierdziło, że
utrzyma finansowanie działań w tym zakresie, a 22% planuje zwiększyć budżet
przeznaczany na DEI.
Wśród firm, które deklarują, że nadal będą wprowadzać u
siebie politykę kadrową opartą na różnorodności, równości i inkluzywności są
m.in. Adobe, Apple, Costco, Delta Airlines, IKEA, Lush, Microsoft, Sephora,
McKinsey i T-mobile. Czyli chyba jednak się opłaca.
Autor: Juliusz Koczaski, Redaktor WERBEO