Kariera

Koniec ery dyplomów?

19 październik 2023

Mama mówiła: „Ucz się synek, bo to jedyny klucz do dobrej pracy, życia na poziomie i generalnie do świetlanej przyszłości!” Nauka ta miała rzecz jasna przejawiać się tym, że w dzienniczku będą piątki, że dostanę się do prestiżowego liceum, że dobrze zdam maturę, że skończę studia itd. I chyba więcej mam tak mówiło i więcej synków słuchało, bo oto po zakończeniu przygody z edukacją na ulicy częściej spotykałem magistrów niż elektryków, hydraulików, murarzy czy krawców.




Ilu jest w Polsce magistrów?


Dużo, a w ostatnich latach przybyło ich znacznie. Porównajmy na przykład dane z dwóch najnowszych Narodowych Spisów Powszechnych. W 2011 roku osoby z wykształceniem wyższym stanowiły 17,1% ludności w wieku 13 lat i więcej, a w roku 2021 – już 23,1%. Warto zauważyć, że ludzi z tytułem magistra, magistra inżyniera lub równorzędnym przybyło w tym czasie o 40%. W 2021 roku Polaków z wyższym wykształceniem było ok. 7,6 mln. (7612,3 tys.).

Dyplom traci na znaczeniu

Niestety wzrost liczby osób z wyższym wykształceniem nie szedł w tym samym czasie w parze z poprawą sytuacji absolwentów na rynku pracy. Pewnie nie raz zdarzyło się, że kanapki w McDonald'sie podawał Wam magister filozofii czy kulturoznawstwa. Być może niektórzy z Was również musieli podjąć pracę niezgodną z Waszym wykształceniem. I może nawet okazało się, że w tej pracy idzie Wam całkiem dobrze, bo co prawda nie przydaje się w niej znajomość Kanta czy Adorno, ale inne umiejętności czy wiedza.

O tym, że ważniejsze na rynku pracy są umiejętności, a nie dyplomy, młodzi ludzie przekonują się coraz częściej. Świadczy o tym systematyczny spadek liczby absolwentów uczelni wyższych. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w roku akademickim 2015/2016 było ich 364,6 tys., natomiast w roku akademickim 2021/2022 – już tylko 292,6 tys. Jeżeli komuś coś w tym momencie zaczęło zgrzytać, to już wyjaśniam. Nie kłóci się to z wcześniejszymi ustaleniami, że magistrów mamy dużo. Weźcie pod uwagę, jak szybko ubywa Polaków w ostatnich latach. Jeszcze w 2020 roku było nas o milion więcej.

Chociaż uczelnie „produkują” coraz mniej absolwentów, to większą popularnością zaczynają cieszyć się różnego typu kursy i szkolenia, gdzie nabywa się konkretnych umiejętności. Branżą, która i w tym zakresie wyznacza trendy, jest sektor IT. Według danych międzynarodowej agencji rekrutacyjnej Randstad, chociaż 90% kandydatów do pracy w IT posiada wykształcenie wyższe, to jedynie 54% (czyli praktycznie rzecz biorąc połowa) ukończyła informatykę, robotykę czy automatykę. W CV coraz częściej pojawia się natomiast informacja o ukończeniu programistycznych bootcampów.

Umiejętności rosną w siłę

Jesteśmy świadkami nowego trendu w zatrudnianiu. Widać to doskonale w danych zbieranych przez serwis LinkedIn. Pewnie wielu z Was zna specyfikę tego serwisu. Użytkownicy (oprócz informacji o wykształceniu czy doświadczeniu zawodowym) podają w nim również konkretne, posiadane przez siebie umiejętności. Z kolei umiejętności przypisane do stanowisk pracy zmieniły się w ostatnich latach o ok. 25%. Zmiana nastawienia na takie, które w procesie rekrutacji kieruje się nie dyplomem ukończenia studiów, ale właśnie umiejętnościami, pozwoliła zwiększyć pulę potencjalnych kandydatów niemal dziesięciokrotnie!

Firmy i pracownicy na całym świecie zauważają, że coraz częściej praca wykracza poza ustalone wcześniej zakresy obowiązków. Wymaga to elastyczności, czasami też dokształcania się. W tym wypadku osoby, które posiadają szeroki wachlarz umiejętności, mają o wiele łatwiej.

Rekrutacja ukierunkowana na umiejętności ma także i inne plusy. Pozwala wyrównywać szansę między płciami, osobami w różnym wieku, przedstawicielami odmiennych ras czy grup etnicznych. Daje też większe szanse osobom z niepełnosprawnościami. Zwiększenie różnorodności wśród pracowników często bardzo korzystnie wpływa na innowacyjność, motywację, a co za tym idzie – generuje firmie realne zyski.

Lekarz bez dyplomu?

Zatrudnianie oparte na umiejętnościach zyskuje coraz większą popularność. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza w kontekście gwałtownego boomu sztucznej inteligencji, czego też od roku jesteśmy naocznymi świadkami. Algorytmy AI mają coraz szersze zastosowanie, a studiów z tego zakresu właściwie jeszcze nie ma. Oczywiście studenci informatyki, czy choćby kognitywistyki mają zajęcia na temat sztucznej inteligencji (czego sam zresztą jestem przykładem), ale nie gwarantują one kompleksowego przygotowania do pracy na stanowiskach związanych z AI. Tutaj liczą się umiejętności zupełnie nowe, ale nie tylko. Równie ważna okazuje się też choćby inteligencja emocjonalna. Może być ona szczególnie pomocna w pracy „na styku” człowiek-maszyna.

Czy więc definitywnie kończy się era dyplomów? Nie do końca. Na pewno osób, dla których ukończenie studiów będzie wyznacznikiem jakiegoś życiowego sukcesu, będzie coraz mniej. Ludzie koncentrować będą się raczej na nabywaniu szerokiej gamy umiejętności i specyficznej wiedzy. Jednak z pewnością proces ten wielu zawodów czy branż nie dotknie. Czy wyobrażacie sobie na przykład położyć się pod nożem chirurga, który zamiast dyplomu wyższej uczelni i lat praktyki ma kilka certyfikatów z kursów online? Czy chcielibyście posłać dziecko do szkoły, w której co prawda jest milusio i nowocześnie, ale nauczyciele nie mają pojęcia o pedagogice i psychologii rozwojowej? Ja na przykład w takich wypadkach niezmiennie będę zwracać uwagę, czy na drzwiach lekarza widnieje „dr med”, a nauczyciela „lic.” lub „mgr”.



Autor: Juliusz Koczaski, Redaktor WERBEO