08 marzec 2024
Na szczęście można w tej sytuacji skorzystać z „gotowca”, który uprzednio sobie przygotujemy. Trzeba poświęcić na to kilka chwil. Najlepiej po prostu wziąć kartkę, ołówek i wypisać sobie kilka cech, z których jesteśmy dumni oraz takich, które utrudniają nam życie, pracę i kontakty z innymi ludźmi.
Dla wielu osób nie będzie to niestety zadanie łatwe. Wgląd w siebie wymaga pewnego wysiłku i choćby próby dokonania samooceny z pewnego dystansu. Nie ma pewności, że będzie to ocena rzetelna. Po pierwsze nie sposób oceniać samego siebie obiektywnie. Badanie systemu z wewnątrz tego systemu zawsze obarczone jest ryzykiem błędu. Po drugie ludzie mają raczej tendencję do przeceniania swoich zalet i bagatelizowania wad. Chyba, że ktoś cierpi na depresję, ale ona siłą rzeczy jeszcze bardziej zaburza proces samooceny.
Niemniej warto od czasu do czasu skorzystać z tej chętnie udzielanej nam rady: „No weź, człowieku, zastanów się nad sobą!” Nikomu to jeszcze nie zaszkodziło, a w momencie, gdy przygotowujemy się do rozmowy kwalifikacyjnej, może się bardzo przydać. Może warto przy tej okazji poprosić o opinię innych, a najlepiej tych, co ten namysł nad własną osobą tak nam zalecali?
Sprawę ułatwia fakt, że chodzi o wady i zalety związane z pracą. Siedząc więc nad tą kartką papieru, pomyślcie sobie, co do tej pory ułatwiało Wam bądź utrudniało zawodowe życie.
Użyłem takiego ogólnikowego zwrotu, bo przecież nie chodzi jedynie o wykonywanie obowiązków służbowych. Niezwykle ważne mogą być również kwestie dotyczące dojazdu do pracy, kontaktów z innymi pracownikami, szkoleń, wyjazdów służbowych itp.
Na pewno jednak nie będzie tego jakoś strasznie dużo. Nie trzeba brać pod uwagę całego swojego życia i wszystkich jego aspektów. Rekruter zresztą nie oczekuje od nas gruntownej spowiedzi. Jeśli uda nam się opowiedzieć o dwóch lub trzech wadach i zaletach – w zupełności to wystarczy.
Jak mówić o zaletach, żeby nie wyjść na pyszałka? Pamiętajmy, że chodzi o rozmowę kwalifikacyjną. To czas i miejsce, w którym musimy się zareklamować. Fałszywa skromność nic nam nie da, co najwyżej pozbawi nas szansy na tę akurat pracę.
Jeżeli ktoś jest rzetelny, punktualny, odpowiedzialny i potrafi myśleć samodzielnie – koniecznie powinien o tym powiedzieć. Przecież właśnie takich ludzi pracodawcy najbardziej potrzebują! Jeżeli przy tym ma łatwość nawiązywania kontaktów, jest uprzejmy i empatyczny – będzie plasterkiem na rany każdego pokaleczonego ostatnim projektem zespołu.
Problem pojawia się wtedy, gdy zanadto podkoloryzujemy swoje CV i autoprezentację. Jeśli oświadczymy, że perfekcyjnie znamy angielski, a tymczasem mamy go tylko na tym poziomie, żeby zamówić dwa piwa w knajpie lub zawołać „help me” w ciemnym zaułku – musimy liczyć się z przykrymi konsekwencjami. Prędzej czy później zdarzy się bowiem, że podczas jakiejś konferencji czy delegacji będziemy dukać ze słownikiem lub translatorem do zagranicznych kontrahentów.
Można zrobić co innego, ale to rada z tzw. szarej strefy. Jeśli zamiast angielskiego na poziomie B-1 wpiszecie sobie w CV B-2 i dyskretnie, po godzinach zakujecie trochę słówek i gramatyki – efekty mogą być jak najbardziej pozytywne. Przy okazji udowodnicie sobie, że nadal płonie w Was chęć rozwijania się, pozyskiwania nowych kompetencji itp.
Internet, dla tych, którzy lubią i potrzebują się uczyć, to niewyczerpane źródło zasobów. Z resztą umiejętność korzystania z nich to także bardzo poszukiwana obecnie cecha dobrego pracownika. Mnóstwo jest praktycznych, ułatwiających życie narzędzi. Ale tu znowu uwaga na koloryzowanie! Nie ma co twierdzić w CV albo na rozmowie, że jest się specem od Excela lub świetnym programistą, jeśli to nieprawda. Sztuczna inteligencja wszystkiego za Was nie zrobi. Jeszcze.
Uczciwość uczciwością, ale w drugą stronę też nie ma sensu przesadzać. Powód podstawowy jest ten sam, co w przypadku zalet. Zależy nam przecież na otrzymaniu tej pracy, prawda? Ale człowiek, który nie potrafi wskazać żadnej swojej wady lub (co gorsza) żadnej w sobie nie dostrzega, łatwo uznany być może za bufona.
Nie ma co rzecz jasna chwalić się tym, że jesteśmy leniwi, niezdyscyplinowani i mamy problemy z organizacją czasu pracy. Zupełnie inny jednak wydźwięk ma na przykład wada polegająca na tym, że tracimy zbyt dużo czasu na analizowanie jakiegoś problemu. To przypadłość, na którą często cierpią twórcy, zwłaszcza poeci. Nigdy nie do końca zadowoleni ze swojego dzieła, najchętniej każdą rzecz napisaliby od nowa, a spadkobiercom każą palić wszystko, co po nich zostanie.
Może się wydawać, że człowiek taki, taki kandydat do pracy, będzie kulą u nogi każdego projektu. Ale co myśli sobie o nim rekruter? „Nooo, analityczny umysł, perfekcjonista...” A jak jeszcze usłyszy, że kandydat pracuje nad tym, by tę swoją wadę zniwelować – no to już w ogóle może być cały w skowronkach.
Był chyba kiedyś taki mem, że jest rozmowa kwalifikacyjna, rekruter pyta o największą wadę, a kandydat mówi: „Za bardzo angażuję się w pracę”.
Oczywiście nie namawiam Was tu do jakiejś strasznej manipulacji, choć pewnie już widzicie, że kwestię „wady” warto sobie dobrze przemyśleć. Ma ona być mimo wszystko naszym sprzymierzeńcem. Ale uwaga, bo jak przesadzimy z „wadą”, może się ona obrócić przeciwko nam. Poza tym, jeśli rekruter okaże się zetką, dla której priorytetem jest work-life-balance, to jeśli wyjedziemy mu z pracoholizmem i nadmiernym angażowaniem się w każde zadanie – może po prostu wyrzucić nasze CV do kosza.
Aaa, miało być jeszcze optymistyczne zakończenie. No to proszę bardzo!
Siedzicie sobie nad tą białą kartką. Kartka jest pusta, a Wy nadal nie macie wymyślonych wad i zalet. Ten tekst miał pomóc, a tymczasem namieszał w głowach... Proponuję zrobić sobie przerwę na herbatę, a potem spróbować raz jeszcze. Warto, bo dobrze wymyślone wady i zalety można przedstawić każdemu rekruterowi, niezależnie od tego, jak często i na jakie stanowisko zamierzamy aplikować.
Autor: Juliusz Koczaski, Redaktor WERBEO
23 kwiecień 2025
27 marzec 2025
26 marzec 2025
25 marzec 2025